Ten sezon nie jest łaskawy dla Phoenix Suns – niestety w meczu z Chicago nie udało się im przełamać złej passy, i sytuacja klubu przedstawia się niezbyt różowo. Z bilansem pięciu porażek i czterech zwycięstw Słońca znalazły się już pod kreską, jednak można odnaleźć także bardziej udane aspekty ich gry.
Choć po znalezieniu się w najlepszej lidze świata Marcina Gortata mało kto wróżył mu liczne sukcesy, szybko okazało się, że Polak solidnie wziął się do pracy i zamknął usta krytykom. Narzekano na jego słabą muskulaturę i wytrzymałość, a już po sezonie można było patrzeć z podziwem, jak walczy z najlepszymi centrami w lidze. W tym sezonie należy on do najskuteczniejszych strzelców w NBA, oscylując w okolicy dwudziestego miejsca, a dodatkowo wyrósł na jednego z najbardziej widowiskowych blokujących (pod względem skuteczności już porównywany jest do słynnego D. Mutombo). Niestety, waleczność samego Gortata zwykle nie wystarcza do zwycięstw Suns.
W meczu z Chicago niewiele brakowało do zwycięstwa, jednak ostatecznie to drużyna z Phoenix musiała uznać wyższość przeciwnika. Analiza statystyk rozwiewa błyskawicznie wszelkie wątpliwości, wskazując na słabą skuteczność Słońc, którzy w rzutach za 2 punkty osiągnęli rezultat 42.9%, a za 3 jedynie 28.6% – co przy 50% skuteczności rzutów z gry drużyny z Chicago wypada naprawdę blado. Rezultat pierwszej kwarty dawał szanse obu drużynom (27:29 dla Chicago), druga pokazała nieznaczną przewagę Byków (24:28), trzecia – wydawało się już – jednoznacznie wyłoniła zwycięzcę (18:26), natomiast czwarta to wspaniały rajd Słońc, kończący się remisującym koszem P.J. Tuckera (31:17). Dogrywka dość jednostronnie udowodniła jednak siłę drużyny z Chicago, która zdobyła w niej dwukrotnie więcej punktów (6:12), co pozwoliło na spokojne dotrwanie do ostatniej w meczu syreny.
Niestety w końcówce zabrakło najlepszego strzelca Suns w tym spotkaniu – Luisa Scoli – który musiał opuścić boisko po szóstym przewinieniu. Scola zakończył więc mecz rezultatem 24 pkt. Ciekawie zapowiadał się pojedynek centrów, szybko jednak Gortat musiał uznać przewagę Joakima Noah, który mógł pochwalić się bardzo dobrym rezultatem 21 pkt, 12 zbiórek, 5 asyst (choć trzeba zaznaczyć, że miał też cztery istotne straty). Nasz rodak zakończył mecz z dorobkiem 11 pkt., 8 zbiórek i tylko z 1 blokiem, co sprawiło, że spadł z pozycji najlepszego blokującego NBA na drugie miejsce. Skuteczność Gortata w rzutach z gry to dokładnie 50% , co sytuuje go powyżej ogólnego wyniku Suns, jednak oddał on tylko 8 rzutów i można było zauważyć, że wraz z upływem czasu miał coraz mniej okazji do atakowania kosza. Na szczęście nic nie wskazuje na to, by było to coś więcej niż pojedynczy gorszy występ, a przed Phoenix Suns bardzo ciekawy pojedynek z byłą drużyną polskiego centra – Orlando Magic.